Wykładowca i student w pewnych sytuacjach są do siebie podobni. Choć nauczyciel jako człowiek z doświadczeniem nie powinien poruszać się po omacku, to czasem – zwłaszcza w odmiennym kontekście kulturowym – tak się dzieje i wtedy właśnie zbliża się do roli studenta.
Wywodzący się z tego kontekstu student przejmuje rolę przewodnika, stając się nauczycielem, który pomaga lektorowi stawiać pierwsze kroki z dala od Polski. Zadawanie pytań nie jest wcale zadaniem prostym i tak powszechnym, jak myślałem.
Gdy przyjechałem do Chin i rozpocząłem swoją pracę lektora języka polskiego, byłem zarówno nauczycielem, jak i uczniem. Podobne role wyznaczyłem swoim studentom. Zajmowaliśmy więc takie same pozycje, przynajmniej teoretycznie. Na początku zasygnalizuję tylko, że wyznaczanie takich ról jest ważne z kilku przyczyn. Po pierwsze niweluje odczucie szoku kulturowego, po drugie uwrażliwia na stereotypy, które potem zastępuje nowym obrazem danego narodu i kultury.
Zacznijmy jednak od początku…
Pod koniec sierpnia 2010 roku wylądowałem na pekińskim lotnisku. Pamiętam, że było bardzo ciepło, a ja z ciężkim bagażem, bo zapakowałem wiele książek, wychodziłem naprzeciw nowym wyzwaniom. Z niecierpliwością czekałem na pierwsze spotkanie z szefem pekińskiej polonistyki prof. Zhao Gangiem (Karolem), który czekał na mnie w hali przylotów. To było pierwsze moje miłe doświadczenie, które zapoczątkowało serię dowodów życzliwości, otwartości, a przede wszystkim gościnności Chińczyków. Czas przejazdu do kampusu uniwersyteckiego, gdzie miałem zamieszkać, mijał na zadawaniu pytań i moim zdziwieniu ogromem i rozmachem Pekinu.
Pierwszym zabytkiem, który mijaliśmy po drodze, była Świątynia Lamy (Świątynia Harmonii i Spokoju, Yōnghégōng), miejsce, do którego potem wracałem i wracam wielokrotnie. Karol oprowadził mnie po kampusie, pokazując miejsca, gdzie mogę zjeść, pospacerować, poćwiczyć na siłowni czy popływać. Kampus podzielony trzecią obwodnicą na dwie części, zachodnią i wschodnią, wydawał mi się trochę jak ocean, choć jak na warunki chińskie wcale nie jest taki ogromny. W części zachodniej mieszkają głównie zagraniczni studenci i lektorzy, we wschodniej chińscy.
Dom, w którym zamieszkałem, jest miejscem dla nauczycieli języków obcych z całego świata. Ja od razu zacząłem od poszukiwania Słowian, w których towarzystwie zawsze dobrze się czułem. I tak poznałem Słowaczkę, Czeszkę, Serbkę, Chorwatkę i Słowenkę, potem dołączyła także Bułgarka. Wszystkie dziewczyny mieszkały już od roku lub dłużej w Chinach, wszystkie miały mniejsze lub większe doświadczenie. Z wielką otwartością powitały mnie w swoim gronie, na czerwonych krzesłach, czyli miejscu naszych spotkań w ciepłe dni i wieczory na zachodnim kampusie. Czerwone krzesła przed sklepem od tego momentu stały się dla mnie symbolem wielokulturowych i pełnych pasji dyskusji. Najczęściej każde z nas mówiło w swoim języku, co również świadczyło o tej jedności w wielości, i zawsze jakoś się dogadywaliśmy. Od kilku lat mieszkam poza kampusem uniwersyteckim, wynajmując obecnie mieszkanie w dzielnicy Shíjǐngshān, ale zawsze wracam na kampus zachodni z ogromnym sentymentem. Bo tam wszystko się zaczęło.
Na początku była chaos…
A jak było z Chińczykami? O, na początku była głusza i chaos… oczywiście komunikacyjny. Poza pozdrowieniem „nǐ hǎo” (dzień dobry) nie potrafiłem powiedzieć ani słowa, a próba wpasowania się w odpowiedni ton, bo język chiński jest językiem tonicznym, kończyła się fiaskiem. I tak np. wysłowiony wyraz „tang” mógł odpowiednio oznaczać „cukier”, jak i „zupę”. Może to być zabawne, gdy w restauracji zamiast zupy dostaje się cukier. Takie i inne omyłki nie odstraszyły mnie jednak od chińskiego. Postanowiłem natychmiast uczyć się mówić po chińsku, pisanie i czytanie odłożyłem na potem. Pierwszą moją prywatną nauczycielką była studentka polonistyki pekińskiej, z którą miałem zajęcia dwa razy w tygodniu. Mao Rui (Marzena), dziś pani doktor i wykładowczyni szanghajskiej polonistyki, musiała wykazać się nie lada cierpliwością, gdyż początki były naprawdę trudne. Nie poddawałem się jednak i w końcu nadszedł dzień, kiedy to potrafiłem budować już całe zdania, które – ku mojemu zdziwieniu – były zrozumiałe dla Chińczyków. Potem było już coraz lepiej, dzięki otwartości moich chińskich przyjaciół, a zwłaszcza prof. Li Yinan (Marysi) mogłem uczestniczyć w wielu komunikacyjnych ucztach z polskim i chińskim, na zajęciach z tłumaczenia, ale i w życiu prywatnym. Pierwsze zajęcia tłumaczeniowe prowadziłem z prof. Li Jintao, który wówczas pełnił funkcję kierownika katedry, potem z prof. Zhao Gangiem i w końcu przez wiele lat z prof. Li Yinan. Na tych zajęciach sam byłem poniekąd studentem, bo osłuchiwałem się z językiem trudnym i trudniejszym, mogłem zapamiętywać słowa, jak i całe frazy. To dodatkowe oswajanie się z melodią języka pozwoliło mi poczuć się pewniej do tego stopnia, że sam odbywałem, najpierw bliższe, a potem dalsze, podróże.
Podróż inicjacyjna do Pałacu Letniego
Pierwszym zabytkiem, który zwiedziłem sam podczas pewnej wrześniowej niedzieli, był Pałac Letni. Wsiadłem do autobusu linii 374 z przystanku Weigongqiao i dotarłem pod bramy samego pałacu. Kupiłem bilet i znalazłem się w środku nadzwyczajnego kompleksu. Jezioro Kunming, kamienny Most Siedemnastu Łuków, Pagoda Pachnącego Kadziła, Długa Galeria, Marmurowa Łódź – wszystko to oczarowało mnie swoim rozmachem i majestatycznością, a echo odbijające się o marmurowe schody i posadzki powtarzały wersy historii dynastii Qing. Barwne smocze łodzie na jeziorze, Wzgórza Długowieczności wydawały mi się elementami pejzażu wyjętego z chińskiej baśni. Ten pejzaż kontrastował jednak z wrzawą i tłumem, który wylewał się zewsząd i płynął wąskimi uliczkami kompleksu pałacowego. Z takim tłumem przyszło mi się później spotkać wiele razy. Linia nr 1 metra, najstarsza i najbardziej oblegana, jest jak długi wąż, który wchłania setki tysięcy ludzi. Przeciskając się między nimi, musiałem opracować jakąś metodę, by zdążyć wysiąść lub wsiąść na właściwej stacji. Wtedy metro w Pekinie było dla mnie niczym labirynt, dziś jest oswojoną przestrzenią kilkuset kilometrów korytarzy ułatwiających mi poruszanie pod metropolii.
Drużyna polonistyczna
Polonistyka pekińska jest najstarszym azjatyckim ośrodkiem, gdzie naucza się języka polskiego, kultury i literatury polskiej na wszystkich poziomach kształcenia i poziomach językowych. Najsłynniejszą osobą polonistyki pekińskiej i niekwestionowanym autorytetem jest pani prof. Yi Lijun, nestorka języka polskiego, wybitna tłumaczka i propagatorka polszczyzny i kultury języka. Jest autorką wielu przekładów m.in. klasyki literatury polskiej Mickiewicza i Sienkiewicza na język chiński oraz laureatką prestiżowych nagród (jak „Transatlantyk” – Instytut Książki) i odznaczeń państwowych RP. Mimo że pani Profesor odeszła w roku 2022 wciąż pozostaje dla nas symbolem filolożki, która z determinacją dążyła do nadania językowi polskiemu w Chinach ważnej pozycji, a literaturze polskiej ogromnego rozgłosu. Dziekanem Wydziału Języków i Kultur Europejskich, na którym nauczany jest język polski, był przez wiele lat wybitny polonista, tłumacz i dydaktyk, prof. Zhao Gang (Karol), który obecnie pełni funkcję prorektora uniwersytetu. Karol mimo ogromu pracy i wielu obowiązków zawsze znajduje czas dla katedry. Jest oddanym przyjacielem wspierającym mnie w licznych pomysłach i planach.
Pamiętam doskonale naszą lipcową podróż do Krakowa, gdzie Karol wygłosił wykład inauguracyjny w Collegium Novum. Był pogodny dzień 25 lipca 2011, gdy do uczestników szkoły letniej z całego świata dotarły inspirujące słowa Jego wykładu pt. Język polski jako nowe okno na świat. Później wielokrotnie podróżowaliśmy do Polski, Seulu czy Tokio na różne kongresy i konferencje w ramach Spotkań Polonistyk Trzech Krajów. Współpracując w dwójkę, w grudniu 2014 roku udało nam się zorganizować konferencję w Pekinie pt. Literackie spotkania dwóch kultur. Spojrzenie na rozwój (naj)nowszej literatury polskiej. Było to spotkanie niezwykłe, gdzie po raz pierwszy od wielu dekad w jednym miejscu spotkali się wybitni naukowcy z Polski i Chin. Temu niezwykłemu wydarzeniu towarzyszyły obchody 60. rocznicy utworzenia polonistyki pekińskiej oraz 80. urodziny Profesor Yi Lijun. Kiedy w czerwcu 2015 roku Profesor Władysław Miodunka obchodził swój zacny jubileusz 70. urodzin w Collegium Novum na tle konferencji pt. O lepsze jutro studiów polonistycznych w świecie, Karol pojechał na obchody w imieniu całej polonistyki pekińskiej. W prywatnym liście od Profesora Miodunki z 21.06. 2015 przeczytałem wzruszające słowa:
Kochany Panie Andrzeju,
dziękuję bardzo za pamięć, gratulacje, miłe słowa i życzenia. Mój jubileusz kompletnie mnie zaskoczył, bo czegoś takiego w ogóle się nie spodziewałem, (…) wszyscy byli PRZEMILI i bardzo, bardzo serdeczni. A prof. Zhao Gang przeszedł samego siebie: obraz, który przywiózł, mowa, którą wygłosił i wrażenie, które zrobił to było coś nadzwyczajnego. A najbardziej dziękuję losowi i jemu za to, że wróci Pan tu mówiąc po chińsku!!!!
Ściskam najserdeczniej – Miodunka
Nigdy nie zapomnę tego listu, tak jak nigdy nie zapomnę Profesora Miodunki, z którym przez całe lata od początku mojego pobytu w Pekinie wymieniałem ożywioną korespondencję. Mogę powiedzieć, że Jego słowa otuchy, rady, wskazówki, ale i wartości, takie jak otwartość, przyjaźń i tolerancja ukształtowały moją tożsamość pekińską.
Kierownikiem katedry języka polskiego przez wiele lat był prof. Li Jintao (Ryszard), z którym prowadziłem zajęcia i od którego wiele się nauczyłem, projektując strategie dydaktyczne w nauczaniu Chińczyków. Obecnie szefową polonistyki pekińskiej jest prof. Li Yinan (Marysia). Marysia to nie tylko naukowczyni i autorka wielu opracowań naukowych mi.in. na temat recepcji literatury polskiej w Chinach, ale także wspaniała szefowa, wrażliwa osoba i serdeczna przyjaciółka. Z Marysią odbyłem też wiele podróży, ostatnią w maju do Krakowa, gdzie w dniach 17-18 maja 2024 r. uczestniczyliśmy oboje w konferencji Literatura i kultura w glottodydaktyce polonistycznej wobec wymagań rzeczywistości. Było to już prawie trzy tygodnie po pogrzebie Profesora Miodunki. Odwiedziliśmy na Cmentarzu Rakowickim grób Profesora, w spokoju i zadumie, myśląc o wielkim dorobku tego wybitnego naukowca, który tyle razy odwiedził Pekin i był wielkim przyjacielem naszej polonistyki. Teraz, gdy częściej wracam do Krakowa swoje pierwsze kroki kieruję właśnie na Cmentarz Rakowicki, by porozmawiać z Profesorem i podzielić się z Nim swoimi refleksjami o życiu, karierze i przemijaniu. Cieszę się, że Jego marzenie o rozwoju polonistyki zagranicznej, a zwłaszcza pekińskiej się ziściło. Wciąż pozostaje wielkim autorytetem dla coraz młodszego grona polonistów pekińskich. Są wśród nich pracownicy i współpracownicy, moje koleżanki i koledzy, dawni moi studenci, a także absolwenci innych polonistyk w Chinach. He Juan (Ola), Xu Xiangjian (Krzysztof), Sun Weifeng (Jacek) i Hu Qixin (Danusia) to młodzi i pełni pasji poloniści pekińscy, którzy wraz ze mną prowadzą rozliczne zajęcia i dzielą się ze mną swoimi uwagami, wskazówkami oraz wątpliwościami. Gdy przyleciałem do Pekinu w roku 2010 byłem mniej więcej w ich wieku, a teraz należąc do średniego i dojrzałego pokolenia polonistów, mam satysfakcję z dobrze wykonanej misji, którą niewątpliwe był rozwój polonistyki, talentów i wypromowanie języka polskiego w Chinach. Zdaję sobie sprawę, że jeszcze przede mną sporo do zrobienia, ale pracując w tak zgranej drużynie polonistów, jestem przekonany, że osiągniemy wiele nowych sukcesów.
Stereotypy i uczty kulinarne
Nie jest prawdą, że Chińczycy wyglądają tak samo lub są do siebie podobni, co często słyszałem w Polsce. Są różni. Ta różnorodność jest typowa dla Pekinu, gdzie pracują ludzie ze wszystkich chyba prowincji Chin. Mają oni odmienne postury, wyrazy i kontury twarzy, zachowania oraz temperamenty. Chińczycy z północy są wyżsi i bardziej postawni niż ich rodacy z południa. Chętniej też ujawniają emocje i są bardziej żywiołowi. Podobno w czasie kłótni są impulsywni. Na południu panuje cudowne rozleniwienie i brak pośpiechu we wszystkim.
Uwielbiam obserwować ludzi, podpatrywać ich codzienne zwyczaje, najlepiej w małych tradycyjnych restauracyjkach, w których jedzenie jest smaczne. Tej różnorodności i wykwintności dań, oferowanych przez chińską kuchnię nie można do niczego przyrównać. Ryba chryzantemowa, wołowina na setki sposobów, kaczka po pekińsku oraz tysiące innych rozmaitych specjałów są rozkoszą dla oka i podniebienia.
Moją ulubioną kuchnią jest ta z prowincji Syczuan. Pamiętam, że gdy przybyłem do Chengdu, stolicy prowincji Syczuan, przekonałem się, że można delektować się nią godzinami. Przede wszystkim ma przyjemnie pikantną nutę, która wyostrza aromatyczność potraw i sprawia, że są one wyraźniejsze w całej gamie smaków.
Czasem, by bardziej odczuć ideę wspólnoty, umawiam się ze znajomymi Chińczykami oraz kolegami z Europy na kociołek. Pamiętam doskonale grudniowy kociołek w roku 2014 z profesorami Jerzym Jarzębskim, Mieczysławem Dąbrowskim, Mateuszem Skuchą, Adrianą Prizel-Kanią i wieloma przyjaciółmi naszej polonistyki. Wybraliśmy wówczas kociołek w kształcie yin yang – w jednej części bardzo pikantny wywar, w drugiej – przypominający polski rosół – bulion. Zamówiliśmy wówczas spore ilości jedzenia, surowe płatki baraniny lub wołowiny, świeże krewetki, kulki z ryb, grzyby cienkie jak białe igły, sporo warzyw, których odpowiedników nie sposób odnaleźć na polskim stole. Czekaliśmy niecierpliwie na moment, gdy bulion zaczął wrzeć, by móc wrzucać do niego pikantne lub łagodne – w zależności od upodobań – składniki, spoczywające na stalowym stoliku obok. Do tego wypiliśmy bai jiu, czyli butelkę wysokoprocentowego alkoholu.
Pierwszy raz piłem bai jiu w domu Mao Rui (Marzeny), mojej nauczycielki i przyjaciółki. Jej rodzice zaprosili mnie do siebie. Było to dla mnie niezwykłe wyróżnienie, bo gdy Chińczyk zaprasza cię do swojego domu, to naprawdę musi cię darzyć sympatią i zaufaniem. Byłem bardzo podekscytowany tym pierwszym spotkaniem z chińską rodziną w jej domu, trochę się bałem, że popełnię jakąś niezręczność albo że moja, wówczas jeszcze uboga znajomość chińskiego mnie zablokuje. Szybko jednak zrozumiałem, że obawy były bezzasadne. Atmosfera tego chińskiego domu, w którym mama Marzeny przygotowała cały stół przysmaków, a jej tata częstował mnie bardzo dobrym bai jiu, była bardzo rodzinna, wyjątkowa i pełna ciepła. Potem jeszcze kilka razy wracałem do tego domu; nawet moja mama została tam zaproszona.
Dla Chińczyka bardzo ważna jest gościnność, opinia innych, smaczne jedzenie, które należy pochwalić zwłaszcza przy gospodyni. Dzięki tym małym gestom można naprawdę zbudować wspaniały nastrój, sprzyjający komunikacji ponad różnicami kulturowymi. Czytałem sporo na temat tzw. szoku kulturowego, ale nigdy go w Pekinie nie doświadczyłem. Może dlatego, że od razu próbowałem znaleźć dialog z tą odmienną kulturą, nie krytykując jej i nie ulegając stereotypom.
Kim jest lektor języka polskiego bez bagażu doświadczeń w nowej kulturze? Kim jest student bez bagażu doświadczeń w uczeniu się języka kraju, o którym wie niewiele?
Lektor i student zajmują na początku taką samą pozycję. Wzajemnie się uczą i wspierają. Doświadczyłem wiele życzliwości ze strony moich studentów i przełożonych, zawsze mogłem liczyć na ich pomoc, początkowo w załatwieniu jakiejś sprawy po chińsku, potem zapraszali mnie na wspólne spotkania poza zajęciami, wspólne kociołki, rozmowy na temat Polski i Chin. A ja zapraszałem ich na polskie wigilie, przygotowując z przysłanych przez mamę produktów bożonarodzeniowe specjały. To wszystko wystarczyło, aby zbudować specyficzną więź, którą wciąż podtrzymujemy. Być może dlatego nigdy nie przeżyłem szoku kulturowego, stopniowo oswajając się z innością, która – jak się okazuje – nie jest aż tak inna, jak się wydaje. Jest jednak taki czas, gdy tłum w Pekinie niknie, atmosfera zmienia się nie do poznania. To czas chińskiego Nowego Roku, czyli chińskiego chun jie, trwającego 15 dni Święta Wiosny. Miasto w przededniu tego święta przeżywa exodus, bowiem napływowa ludność wypełnia pociągi, by wrócić do rodzinnych miejscowości i świętować razem z rodzinami. Chińczycy z północy inaczej niż ci z południa lepią pierogi o różnym nadzieniu, tzw. jiaozi. Do kilku z nich wkładają daktyle lub monety. Osoba, która trafi na pieroga z dodatkiem, na pewno będzie miała szczęście w nowym roku. Podczas Święta Wiosny telewizja emituje program w pięknej oprawie muzycznej.
A trzeba przyznać, że muzyka jest domeną Chińczyków, którzy mają wspaniałe i głębokie głosy i potrafią śpiewać wszędzie: w metrze, na ulicy, w parkach. Najlepiej jednak czują się w barach karaoke, gdzie mogą siedzieć godzinami, na przykład po egzaminach, by odreagować stres. Śpiewają, rozmawiają i znów śpiewają, jakby chcieli się odciąć od świata zewnętrznego.
Z nauką języka polskiego wiążą się też zabawne sytuacje. Wynikają one często z różnic kulturowych, bo spowodowane są odmiennym kodem kulinarnym. Polskie podręczniki do nauki języka polskiego jako obcego skupiają się oczywiście na polskich specjałach i daniach. W lekcji o kanapkach, gdy w Chinach jest prototyp językowo-mentalny, zupełnie inny, kanapka to miękki i słodki chleb tostowy, bez masła i sera, ale za to ze słodką kiełbasą. Zawsze kupowałem chleb z twardą skórką, ser, masło itp. i razem ze studentami robiliśmy kanapki. Oczywiście studenci bardzo sceptycznie podchodzili do smaku sera czy masła. Nieco szokujące dla moich studentów było wykorzystanie maku do pieczenia ciast czy przygotowania deserów np. podczas Bożego Narodzenia. Ci, którzy nie byli jeszcze w Polsce, zawsze reagują śmiechem, bo mak w Chinach jest właściwie zakazany.
Ważne są dni, których jeszcze nie znamy
Zainteresowanie językiem polskim, w porównaniu z innymi językami słowiańskimi jest w Chinach obecnie bardzo duże. Położenie Polski i dostęp do Bałtyku oraz innych ważnych szlaków handlowych sprawia, że Polska jest ważnym miejscem strategicznym dla Chin.
Polonistyka pekińska jest nie tylko ważnym ośrodkiem dydaktycznym, ale i metodycznym, i egzaminacyjnym. Wielokrotnie zorganizowaliśmy lub współtworzyliśmy warsztaty glottodydaktyczne dla młodych lektorów, zwłaszcza z nowo powstałych polonistyk i lektoratów języka polskiego w Chinach oraz otrzymaliśmy uprawnienia do przeprowadzania państwowych egzaminów z języka polskiego jako obcego.
Egzamin wstępny na polonistykę, podobnie jak w Polsce, odbywa się na zasadzie wyników maturalnych i innych dodatkowych umiejętności (wynik w liceum; wolontariat); na PUJO należy mieć wysokie wyniki z matury. Większość studentów pochodzi spoza Pekinu, z różnych prowincji i są to osoby, które miały wysokie lub bardzo wysokie wyniki maturalne. Nabór na polonistykę odbywa się co dwa lata, grupy liczą między 18 a 24 studentów.
Po czteroletnich studiach licencjackich pekińscy poloniści mają wiele możliwości na rynku pracy. Znajdują zatrudnienie w resortach państwowych jak Ministerstwo Spraw Zagranicznych, ambasada, departamenty handlu itp. Pracują w bankach, np. Bank of China, Chińskim Radiu Międzynarodowym, edukacji na innych nowo powstałych polonistykach lub kontynuują studia magisterskie w Chinach albo w Polsce. Studenci zajmują się także pracą filologiczną – przekładami literatury polskiej, bajek polskich, scenariuszy teatralnych oraz tekstów użytkowych. Nasi studenci chętnie współpracują z Ambasadą RP w Pekinie, Instytutem Polskim, biorą udział w dniach otwartych ambasady, Czytaniu Narodowym i różnych konkursach (tłumaczeniowych, krasomówczych itp.).
W Krakowie, w jednym z liceów, co roku, nasi stypendyści wielokrotnie prezentowali piękno kultury Państwa Środka w postaci tańca, piosenki, poezji w ramach Małopolskiego Konkursu Poezji Obcojęzycznej, co spotykało się z wielkim zainteresowaniem krakowian. Studenci polonistyki biorą udział w wielu wydarzeniach kulturalnych, np. w grudniu 2017 uczcili pamięć poetki Haliny Poświatowskiej, organizując w 50. rocznicę śmierci poetki wyjątkowy wieczór poetycki oraz wydali tomik poetycki pt. „Wrażliwe serce – subtelny szept” z tłumaczeniem wierszy Poświatowskiej na język chiński, zaś w listopadzie 2023 roku poloniści pekińscy uczcili 100. rocznicę urodzin Wisławy Szymborskiej, organizując sympozjum Możliwości interpretacji Wisławy Szymborskiej. Dwoje naszych studentów zaśpiewało wówczas wiersz Nic dwa razy wzorowany na współczesnym wykonaniu piosenkarki polskiej Sanah. Gdy 24 czerwca 2024 roku naszą polonistykę odwiedziła Agata Kornhauser-Duda, małżonka Prezydenta RP, jedną z piosenek, którą wykonali nasi studenci była kompozycja Marka Grechuty Ważne są dni, których jeszcze nie znamy. Swoim wykonaniem wzruszyli Pierwszą Damę, podobnie jak ci studenci, którzy nagrali specjalny filmik dedykowany prezydentowej wykonany na Wzgórzu Wawelskim.
Przed nami jeszcze wiele niezapisanych kart w bogatej kronice siedemdziesięcioletniej polonistyki pekińskiej, wiele rozdziałów, które będziemy tworzyli wspólnie przez kolejne lata, wiele historii, które będą inspirujące i godne uwiecznienia. Dlatego warto zakończyć ten esej słowami piosenki Grechuty Ważne są dni, których jeszcze nie znamy.
Andrzej Ruszer – Lektor Katedry Języka Polskiego Pekińskiego Uniwersytetu Języków Obcych
źródło: polish.cri.cn